Ostatnio przeczytałem parę książek tego pana. Znany głównie jako autor serii o kapitanie Alatriste, napisał wcześniej kilka całkiem ciekawych pozycji. Wychodząc z założenia, że w tym, co robimy, musi być jakiś porządek, podszedłem do niego chronologicznie.
W 1986 został opublikowany "Huzar", dwa lata później "Fechtmistrz". Następnie w 1990 roku ukazała się "Szachownica Flamandzka", a w 1993 - "Klub Dumas". Ostatnią pozycją Péreza-Reverte, którą przeczytałem było "Terytorium Komanczów", który jednak nie jest powieścią sensu stricto. Nie porywałem się - przynajmniej na razie - na przygody kapitana Alatriste.
Analizując je zbiorczo - zostawiając na boku "Terytorium Komanczów" - te cztery pierwsze książki tworzą jakby pary. Pierwsze dwie są mniej rozbudowane, toczą się w XIX wieku, zaś z treści przebija zainteresowanie autora bronią białą i walką z jej użyciem. "Szachownica flamandzka" (notabene tytuł jest trochę nietrafnie przetłumaczony, gdyż występujące tam słowo "tabla", czyli deska, odnosi się zdecydowanie do obrazu, a nie do szachownicy) i "Klub Dumas" toczą się natomiast w wieku XX, walki i przemocy jest tam relatywnie niewiele, zaś wiodącą rolę w obu odgrywa zagadka z przeszłości, którą muszą rozwiązać ich bohaterowie. Te dwie ostatnie pozycje są też dużo bardziej skomplikowane, wręcz zagmatwane, a pewne technikalia, którymi autor raczy nas z dużą intensywnością, mogą - choć nie muszą - momentami wręcz nużyć.
"Terytorium Komanczów" natomiast, to dość luźny zbiór obrazów, na poły dokumentalny, na poły sfabularyzowany, z wojny w byłej Jugosławii, który ani stylem, ani kompozycją nie przypomina powieściowych pozycji autora.
Wrażenia? "Huzar" jest książką na kilka godzin i stanowi dość ciekawy obraz epoki napoleońskiej. Dość ciekawy z naszego, polskiego punktu widzenia. Epoki, którą wielu z nas świadomie lub podświadomie mitologizuje. Co ciekawe, nasz odbiór Napoleona jest niemal skrajnie różny od tego, jak postrzegały Korsykanina inne narody Europy i często zapominamy, że pod Somosierrą nasi ułani walczyli z ludźmi broniącymi zaciekle swojej wolności. Nie mogę się powstrzymać od wrażenia, że w naszej ówczesnej dewocji dla Cesarza jest ten sam pierwiastek, który pcha nas do bycia najbliższym sojusznikiem USA w Europie. Jednak nie o geopolityce miało być. Przynajmniej nie tym razem.
Pérez-Reverte umiejętnie unika prostego, ale jakże subiektywnego podziału na "dobrych" i "złych", przedstawiając przewrotnie (jak na Hiszpana) całą historię z punktu widzenia młodego Francuza. W centrum zainteresowania autora jest sama wojna i walka - temat znany mu, jak żaden inny. W końcu od ukończenia studiów był korespondentem wojennym i atmosferę oraz charakter konfliktów zbrojnych poznał aż nadto dobrze. Udaje też mu się uniknąć błędów stricte historycznych - jego powieść jest pisana z dużym znawstwem realiów epoki napoleońskiej. Ciekawostką dla nas może być umieszczenie w galerii postaci drugoplanowych polskiego oficera, Dąbrowskiego.
"Fechtmistrz" jest już powieścią bardziej rozbudowaną. Ponownie, akcja dzieje się w XIX wieku, ale w dużo bardziej egzotycznych dla nas realiach przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w Hiszpanii. O epoce izabelińskiej w Polsce mało wiedzą absolwenci kierunków historycznych, a co dopiero inni. Mimo to pewne zjawiska polityczne i społeczne są na tyle uniwersalne, że nawet osadzone w zupełnie nieznanej nam rzeczywistości, nie są kompletnie niezrozumiałe. "Fechtmistrz" zapowiada też elementy, które znajdziemy w kolejnych powieściach autora: zamiłowanie do technikaliów, nieoczekiwane zwroty akcji i dużo bogatszą kompozycję. Książkę czyta się szybko i bez większych problemów można ją zacząć i skończyć w jedno popołudnie.
"La tabla de Flandes" (jak już wspominałem, mam zastrzeżenia co do polskiego tłumaczenia tytułu) jest bez wątpienia moją ulubioną pozycją ze wszystkich, które tu omawiam. Oczywiście to tylko moja subiektywna ocena. Jednowymiarowość głównej bohaterki świetnie rekompensują cudownie ekscentryczne postacie drugoplanowe. Intryga, a właściwie intrygi miejscami obiektywnie kuleją, ale sam pomysł ukrycia zagadki w obrazie, a następnie zabawa w kotka i myszkę pionkami szachowymi bardzo mi się spodobały. Należy docenić wysiłki autora w utrzymanie wysokiego poziomu merytorycznego powieści: Pérez-Reverte nie pisał ot tak, ale starał się nadać wszystkiemu więcej niż pozory prawdopodobieństwa. Zdaję sobie jednak sprawę, że osoba niezainteresowana choć odrobinę historią sztuki może się momentami strasznie wynudzić (sam nawet nie próbowałem zrozumieć pewnych fragmentów związanych z ruchami szachowymi, bo o szachach wiem jedynie tyle, że są).
"Klub Dumas". Im dalej w las, tym więcej drzew. Intryga, podobnie jak i we wcześniejszej powieści, ewidentnie idzie dwutorowo, zaś stopień skomplikowania akcji zaczyna osiągać poziom niebezpiecznie ekstremalny. Tu również nie sposób nie docenić ogromu pracy włożonego w trzymanie się opisywanych realiów. W końcu wcale nie tak prosto uczynić z siedemnastowiecznego starodruku niemego bohatera kilkusetstronicowej powieści. Mnie osobiście jednak, a naprawdę lubię siedemnastowieczne książki, "Klub Dumas" zaczął po pewnym czasie męczyć. Wielowątkowość i skomplikowanie akcji prawie wołało o rozwiązanie drastyczne, czyli deus ex machina, z którym poniekąd mamy tu do czynienia.
Zarówno "La tabla de Flandes" jak i "Klub Dumas" nie są książkami na jeden wieczór, wymagają więcej czasu i koncentracji. Być może na koniec pozostaje małe wrażenie niedosytu, ale na pewno nie ma poczucia straconego czasu.
"Terytorium Komanczów" - jak już wspominałem, jest to pozycja zupełnie inna od pozostałych powieści Péreza-Reverte. Właściwie nie ma co wiele o niej pisać - tę książkę po prostu warto przeczytać, zwłaszcza w kontekście niedawno odgrzebanej historii z Ratko Mladićem. Już sam fakt, że mówi o niedawnej (ostatniej tak wielkiej) wojnie w Europie i roli mediów sprawia, że właściwie każdy powinien po nią sięgnąć.
Na koniec jeszcze może jedna rzecz. Oprócz "Huzara" i "Terytorium Komanczów" pozostałe opisane tu książki Hiszpana doczekały się ekranizacji. "Fechtmistrz" (El maestro de esgrima) już parę lat po opublikowaniu doczekał się filmu na nim opartego, który nawet wygrał kilka poważnych hiszpańskich nagród. Mnie osobiście nie przekonał, ale z przyzwoitości podaję na niego namiary:
http://www.imdb.com/title/tt0104788/
"La tabla de Flandes" doczekała się zmiażdżonej przez krytyków i fanów Péreza-Reverte ekranizacji dokonanej przez Anglików z Kate Beckinsale w roli Julii. Ja osobiście ubawiłem się oglądając go i - jakkolwiek bezwstydnie by to nie zabrzmiało - widoczna fascynacja reżysera ciałem młodziutkiej Beckinsale wyraźnie łagodzi negatywny odbiór filmu:
http://www.imdb.com/title/tt0111549/
Wreszcie "Klub Dumas". Po uprzednim okrojeniu, trafił w ręce Romana Polańskiego. "Dziewiąte wrota" obejrzałem przed przeczytaniem książki i spodobały mi się. Po przeczytaniu książki obejrzałem film raz jeszcze i mój jednostronnie pozytywny odbiór trochę się zmienił, ale nie zmienia to faktu, że jest to najlepsza (choć nie najbliższa książkowemu pierwowzorowi) ekranizacja powieści hiszpańskiego autora, jaką do tej pory widziałem. Przynajmniej spośród tych wymienionych wyżej:
http://www.imdb.com/title/tt0142688/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz