poniedziałek, 25 lipca 2011

GW i RP

Chciałem uniknąć polityki w tym blogu. Nie, żebym się nią nie interesował. Jak chyba każdy, a przynajmniej większość, mam swoje przekonania i preferencje polityczne, którym daję wyraz w wyborach, ewentualnie w rozmowach z najbliższymi mi osobami. Nie uważam za stosowne szafować moimi opiniami na prawo i lewo. Teraz zresztą też tak nie będzie.
Zamiast pisać o swoich sympatiach, podzielę się pewną obserwacją. Otóż zaczyna mnie naprawdę męczyć to, co robią dwie największe i najważniejsze gazety w kraju. Nie na poziomie informacyjnym, bo tu wiele zarzucić im nie można. Starają się trzymać poziom, choć niektóre artykuły chwilami sprawiają wrażenie pisanych albo na kolanie, albo przez osoby nie mające bladego pojęcia o temacie. Ale to normalne. W końcu, wracając do polityki, nasi posłowie, senatorowie, ministrowie czy nawet radni to przecież eksperci od wszystkiego. Przykład idzie z góry.
To, co naprawdę mnie niepokoi, to działy komentarzy i felietonów. Być może to tylko moje odczucie, ale działy te coraz bardziej zdominowane są przez wzajemne okładanie się pięściami. Przykładów jest aż nadto, więc ograniczę się do pokazania reguły. Pan z RP obsmarowuje pana z GW, że ten obsmarowuje innego pana z RP, że tamten napisał... i tak to idzie dalej. Rozumiem, że każdy ma swoje poglądy, ale sposób ich prezentacji w tych działach już od dawna przestał mi się podobać, a zaczyna mnie wręcz mierzić. Oczywiście zaraz znajdzie się ktoś, kto zapyta: po co to czytam? Po co się męczyć? Otóż - niestety - jeśli ktoś chce być na bieżąco, musi czytać gazety. Żeby się "nie męczyć" musiałbym przestać czytać gazety, a tego jednak nie chciałbym robić.
Do felietonów przeniosły się język oraz retoryka kłótni. Widzimy to w polityce, widzimy to w dziennikarstwie, ale jeszcze dobitniej - i szczerze mówiąc, to mnie dodatkowo przeraża - w komentarzach internetowych. Anonimowa wolność wypowiedzi i relatywna bezkarność, którą oferuje internet pozwala dać upust najbardziej nawet prymitywnym emocjom. Nikt w rozmowie na ulicy, na bazarze czy w autobusie nie pozwoliłby sobie nawet na ułamek takiego stylu i dosadności w prezentowaniu swoich poglądów drugiej osobie. Jednak w internecie nagle wszystkie hamulce puszczają. Można pisać co się chce, bez żadnej odpowiedzialności, zakrzyczeć, wyzwać lub zignorować osoby o odmiennych poglądach. Tu człowiek jest silny i bezkarny.
Wydawałoby się, że komentarze pod artykułami prasowymi zamieszczają inteligentni ludzie. Osoby ciekawe świata, informacji, ciekawe opinii innych ludzi. Gdy się jednak czyta te komentarze, wniosek jest dokładnie odwrotny. Zaś autorzy felietonów czy komentarzy wydają się nie tylko nie reagować, ale wręcz cieszyć się z takiego stanu rzeczy. W końcu mają swoją hordę zwolenników, walczących słowem wyznawców, gotowych obrzucić błotem i krzesłami wszystkich adwersarzy. Ci adwersarze też zresztą są potrzebni, nawet bardzo, bo stanowią w gruncie rzeczy rację bytu felietonistów i ich kółek wzajemnej adoracji. A że przepychanki na słowa dawno już osiągnęły poziom rynsztoka? Co z tego. To nawet lepiej. Na tym tle nawet najbardziej agresywne i bezsensowne felietony będą wyglądały nobliwie.
Ponoć zarówno GW jak i RP to media "opiniotwórcze". Niestety, z roli tej wywiązują się jak małpa, której dano do ręki brzytwę i kazano się ogolić. Zamiast tonować nastroje, dążyć do rzetelnej, merytorycznej, spokojnej i kulturalnej dyskusji, jedynie zaogniają sytuację. Ja wiem, że kontrowersyjni dziennikarze lepiej się sprzedają. Tylko w takim razie zrezygnujcie, drogie gazety, z miana poniekąd misyjnych mediów opiniotwórczych i otwarcie przyznajcie, że zależy wam jedynie na walce o rynek z tabloidami. Chyba, że swoją misję naprawdę pojmujecie jako wyhodowanie sobie gron wiernych wyznawców, gotowych pójść za waszymi felietonistami do piekła, a nawet dalej, z "kurwą" na ustach i pałką w ręku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz